Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kieruje nią pewien smak wrodzony. Pani Obidowska wyciąga z szopy religijnie po ostatnim suchotniku przechowaną japońską latarnię i barometr.
— Majom... — mówi wspaniałomyślnie: — niech se zawiesom, bele piknie im było.
Wreszcie wszystko urządzone, i Tuśka, rozpiąwszy białą parasolkę, zasiada na werandzie, obejmując ją w posiadanie.
Postanawia kupić sobie leżak, aby już być zupełnie »po formie«. Owija głowę delikatnie w myśli nowym szalikiem i bierze w rękę Journal d’une femme de chambre.
— Nie widać z gościńca tytułu — myśli — a że książka w żółtej okładce, tem lepiej! Będą widzieli, że czytam francuskie dzieła w oryginale.
Zapomniała już o klimatyce, o skargach na aktora, cała przejęta dziecinną prawie radością werandowej wystawy.
Z drugiej strony stołu zasiada Pita.
I ona rozpięła białą parasolkę, a ten lekki cień wydobywa tylko świeżość jej twarzyczki, delikatną i czystą, jak płatek kamelii. Tuśka także ogromnie zyskuje w tem przyćmieniu białawem, a że ubrane są »do nitki i na ostatni guzik«, wyglądają, jak dwie lalki za gablotką sklepową, lub oleodruk familijny, zawieszony nad kanapą. Pita ogląda »Baśń o Kasi«, nie odczuwając wszakże przedziwnej piękności dzieła. Zaciekawiał ją jedynie ostatni pocałunek Kasi z królewiczem, który ma tak wysokie obcasy u pantofli.
Lecz tak Tuśka, jak Pita przedewszystkiem obserwowały i czuły, że są obserwowane. To było osią i głównym punktem ich myśli.
Siedziały wyprostowane, godne, wdzięczne en parade, roztaczając swe wdzięki typowych warszawianek z ogromną umiejętnością i pewnym taktem.
Nie narzucały się, lecz zniewalały oko przechodniów i widzów. Dostroiły się do otoczenia. Nie miały w sobie nonszalacyi miękkiej, pasującej raczej do wybrzeży mor-