A gdy się skryła znów w źdźbła trawy,
w iskrę promieni, w ros kropelce,
wyście zawiedli tan plugawy,
czcząc swoje dawne, złote cielce — —
Nas zwiecie mianem Don Kichot’ów
i szaleńcami straconej reduty,
że wasz gościniec od prawieka gotów
mijamy, idąc inną drogą
i że się waszym nie kłonimy bogom — —
Że dążym mimo burzowy czas luty
nieutrudzeni pielgrzymi
drogami ducha ku słońcu — —
Że cały wszechświat tajemnic olbrzymi
duszą i sercem ogarnąć pragniemy —
i że stwór każdy i każdy pył niemy
nieskończoności mierzymy pomiarem —
że to, co dla was codziennem i szarem,
nam równie wielkiem jak obłęd zaświatów — —
Duszy-ście ludzkiej nie widzieli
w pochodniach śmierci, w gwiazd rozgromie,
kiedy stanęła w boskiej bieli
przed wami blisko a widomie — —