Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XIV.

MŁODY RADŻA.


Step zakryty był mgłą, gdy nadszedł ranek, a deszcz nie przestawał padać. Nie było mowy o wyjściu na dwór. Marta tak była zajęta, że Mary nie miała sposobności z nią pomówić, lecz po południu poprosiła ją, by poszła posiedzieć z nią w jej pokoju. Przyszła, przynosząc z sobą pończochy, które zawsze cerowała, o ile nie była zajęta czem innem.
— No, co tam u panienki nowego? — spytała, skoro tylko usiadła. — Taką panienka ma minę, jakby mi miała coś do powiedzenia.
— Bo mam. Doszłam już do tego, co to były te płacze — rzekła Mary.
Marta upuściła cerowaną pończochę na kolana i spojrzała przerażonemi oczyma.
— Nie! — krzyknęła. — Nigdy!
— Słyszałam płacz w nocy — ciągnęła dalej Mary. — Wstałam więc i poszłam przekonać się, skąd pochodzi. To Colin płakał. Znalazłam go.
Twarz Marty okryła się szkarłatem ze strachu.
— Och! panno Mary! — zawołała, płacząc prawie. Nie trzeba było tego robić, nie trzeba było! To mi może tyle złego narobić! Przecież nigdy panience nic o nim nie mówiłam — a jednak dużo złego może mi to narobić. Stracę miejsce, i co matka ze mną pocznie!