nych policzkach i dobrotliwem spojrzeniu wystawiała właśnie do okna tacę z wybornemi gorącemi bułeczkami — dużemi, pulchnemi, rumianemi, bułeczkami. Sarze zrobiło się poprostu słabo — z wrażenia i widoku bułeczek i rozkosznego zapachu gorącego i świeżego pieczywa, wychodzącego z otwartych drzwi piekarni.
Sara wiedziała, że nie powinna się wahać, co do zużytkowania małej monety. Leżała widocznie czas jakiś w błocie. Właściciel jej zaś dawno zgubił się w fali licznych przechodniów, którzy tłumnie spieszyli potrącali się przez dzień cały.
— W każdym razie pójdę i zapytam piekarkę, czy nie ona zgubiła czasem ten pieniądz — rzekła do siebie.
Przeszła przez chodnik i przemoczoną stopę postawiła na stopniu piekarni; w tej chwili spostrzegła coś takiego, że zatrzymała się.
Była to drobna postać, jeszcze więcej opuszczona od niej — postać, która nie była niczem więcej, jak zawiniątkiem łachmanów, z którego wyglądały małe, bose,
Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Co się stało na pensyi.djvu/047
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.