Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 248 —

wybuchnęli świętem oburzeniem! O, jak ja ich wszystkich nie cierpię!
On głęboko się zamyślił nad tem:
— Jakiż to proces zdoła uczynić, by nareszcie przed nimi wszystkimi, bez rezonów, ukorzył się, ukorzył się z przekonania! Ha cóż, dlaczegóżby nie? Oczywiście, tak być powinno. Czyż dwadzieścia lat ciągłego uciemiężenia nie dobiją ostatecznie? Woda kamień toczy. I poco, poco żyć, poco idę teraz, skoro sam wiem, że wszystko tak będzie, jak z książki, a nie inaczej!
Już może po raz setny zadawał sobie to pytanie od wczoraj, a jednak szedł.