Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 232 —

Zdmuchął ją.
— Sąsiedzi śpią już — pomyślał, nie widząc światła i w dawnej szparce. — No, pani Marto dobrodziejko, teraz powinnabyś przybyć, i ciemno i miejsce odpowiednie, i chwila oryginalna. Ale gdzie tam, właśnie teraz nie przyjdziesz...
Przypomniało mu się nagle, niewiadomo dlaczego, jak przed wykonaniem zamachu na Dunię, zalecał Raskolnikowowi, ażeby ją powierzył opiece Razumichina.
— Istotnie, mówiłem to chyba, ażeby samego siebie jeszcze bardziej podrażnić, jak słusznie twierdził Raskolnikow. Przecierpiał nie mało. Wielkim łotrem może być z czasem, gdy głupota mu z głowy wyjdzie, teraz bo zanadto chce mu się żyć. Pod tym względem ci ludzie są podli. No, ale pal go licho, kiedy chce, co mi do tego.
Nie mógł zasnąć. Powoli dawny obraz Duni stawał przed nim i nagle dreszcz przebiegł mu po ciele.
— Nie, trzeba to już porzucić — pomyślał, ocknąwszy się — trzeba zająć się czem innem. Rzecz dziwna i śmieszna: względem nikogo nigdy nie miałem wielkiej nienawiści, nawet nie miewałem pokusy do zemsty, a jednak to zły znak, zły znak! Kłócić się także nie lubiłem i nie gorączkowałem się, także zły znak! A ile to ja jej naobiecywałem, tfu, do licha! A może jednak i wzięłaby mnie w kluby...
Zamilkł znowu i ścisnął zęby: znowu obraz Duni zjawił się przed nim zupełnie tak, jaką była w chwili, gdy po pierwszym wystrzale przelękła się strasznie, opuściła rewolwer, i ledwie żywa, spoglądała nań tak, że ją dwa razy mógł był złapać, a ona rąk nawet nie podniosłaby do obrony, gdyby był sam jej o tem nie przypomniał. I przyszło mu na myśl, jak mu się jej żal zrobiło w owej chwili, jakby mu serce ścisnęło...
— E! Do licha! Znowu te myśli, wszystko to trzeba porzucić, porzucić!...
Zaczynał tracić przytomność: dreszcz gorączkowy ustawał; nagle jakgdyby coś przebiegło pod kołdrą po ręku jego i po nodze. Drgnął:
— Do licha, czy to tylko nie mysz! — pomyślał — zostawiłem cielęcinę na stole...
Strasznie mu się nie chciało odkrywać, wstawać, marznąć, ale znowu coś nieprzyjemnie drapnęło go w nogę;