Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 204 —

jak one umieją błyszczeć! To nic, że jestem teraz pijany i że wypiłem właśnie cały kieliszek wina, mówię prawdę; zapewniam pana, że ten wzrok śnił mi się; nareszcie, nie mogłem już znosić sezlestu jej sukni. Sądziłem, że oszaleję nigdym nie mógł przypuszcać, że dojdę do takiej wściekłości. Jednem słowem, wypadało mi się pogodzić; ale było to niepodobieństwem. I wyobraź pan sobie co wtedy uczyniłem? Do jakiego stępienia władz umysłowych wściekłość może doprowadzić człowieka! Niech pan nic nigdy nie przedsiębierze we wściekłości. Licząc na to, że panna Eudoksja w gruncie rzeczy jest w nędzy( ach przepraszam, chciałem powiedzieć... lecz zresztą, czyż to nie wszystko jedno?), jednem słowem, że żyję z pracy rąk, że musi utrzymywać matkę i pana (ach, dolicha, znowu się pan krzywi...), postanowiłem zaofiarować jej wszystkie moje pieniądze (około trzydziestu tysięcy rubli miałem wtedy do rozporządzenia), ażeby tylko uciekła ze mną choćby tu do Petersburga. Oczywiście, byłbym jej zaraz wyznał miłość, przywiązanie i t. d. i t. d. Dasz pan wiarę, zagalopowałem się tak dalece, że gdyby mi była rzekła: zarżnij, lub otruj Martę i ożeń się ze mną, byłbym tego natychmiast dokonał. Atoli skończyło się wszystko katastrofą znaną panu, i sam pan osądź, do jakiej wściekłości dojść mogłem, gdym się dowiedział, że Marta wydobyła tego obrzydliwego łotra Łużyna i o mało nie skleciła małżeństwa, co w gruncie rzeczy, byłoby tem samem, co ja zamierzałem uczynić. Czy tak? Czy tak? Wszak tak? Widzę, żeś pan zaczął słuchać coś zbyt uważnie... zajmujący młodzieńcze...
Świdrygajłow niecierpliwie uderzył pięścią w stół. Zaczerwienił się. Raskolnikow widział, że kieliszek czy półtora kieliszka szampana, które był wypił nieznacznie, po troszku, oddziałały nań chorobliwie i postanowił skorzystać ze sposobności. Świdrygajłow wydawał mu się bardzo podejrzanym.
— No teraz jestem zupełnie pewny, żeś pan i tu przybył, mając na względzie moją siostrę — rzekł do Świdrygajłowa wprost, bez ogródek, ażeby go jeszcze więcej rozdrażnić.
— Ech, co też pan gada — jakby spostrzegł się nagle Świdrygajłow — wszak panu mówiłem... a przytem pańska siostra znosić mnie nie może.