Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 198 —

— No, a brzydota tego całego otoczenia już nie działa na pana? Już straciłeś pan siłę powstrzymania się?
— A pan masz pretensję i do siły? He! he! he! Zadziwiłeś mnie pan nie na żarty, kochany panie, chociaż zawczasu wiedziałem, że to tak będzie. Pan zaś opowiadasz mi o rozpuście i o estetyce! Pan — Szyller, pan — idealista! Wszystko to, naturalnie tak być powinno i należałoby się dziwić, gdyby było inaczej, ale jednak, zawsze jakoś to dziwnie wygląda w rzeczywistości... Ach, szkoda, że mało czasu, bo pan sam jesteś arcyciekawą postacią! A propos, lubisz pan Szyllera? Ja go bardzo lubię.
— Jaki też jednak z pana fanfaron! — z jawnym wstrętem wymówił Raskolnikow.
— Co to, to dalibóg nie! — śmiejąc się, odparł Świdrygajłow — a zresztą, nie sprzeczam się, niech sobie będzie fanfaron; ale dlaczegóżby sobie i nie pofanfaronować, skoro to nie obraża nikogo. Siedem lat przemieszkałem na wsi u mojej żony, i dlatego, trafiwszy teraz na człowieka tak rozumnego jak pan, rozumnego i ciekawego w najwyższym stopniu, poprostu rad jestem, że pogawędzę, a przytem wypiłem te pół kieliszka wina i już mi trochę uderzyło do głowy. A co większa istnieje pewien fakt, który mnie bardzo zajął, ale o którym... zamilczę. Dokąd to pan? — zapytał nagle z przestrachem Świdrygajłow.
Raskolnikow zaczął wstawać. Zrobiło mu się i ciężko i duszno i tak nieporęcznie, że tu przyszedł. Co do Świdrygajłowa, upewnił się, że jest to najprędszy i najlekkomyślniejszy z łotrów na świecie.
— E-ech! Posiedź pan, zostań pan — prosił Świdrygajłow — każ że pan, sobie podać herbaty. No posiedź pan no, już nie będę gadał głupstw, to jest o sobie. Coś panu powiem. No chcesz pan opowiem panu, jak mnie kobieta mówiąc pańskim stylem „ratowała?“ To będzie nawet odpowiedzią na pańskie pierwsze pytanie, tą osobą bowiem jest pańska siostra! Czy można opowiadać? A i czas zabijemy.
— Opowiadaj pan, spodziewam się jednak, że...
— O, bądź pan, spokojny! Przytem panna Eudoksja nawet w tak złym i pustym człowieku, jak ja, może wzbudzić jedynie najgłębszy szacunek.