Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 144 —

Zosi wcale było nie do śmiechu.
— Mów mi pan lepiej poprostu... bez przykładów — nieśmialej i jeszcze ciszej szepnęła.
Odwrócił się ku niej, spojrzał ze smutkiem i wziął ją za ręce.
— Znowu masz słuszność, Zosiu. Wszak to wszystko głupstwo, prawie, że czcza gadanina. Widzisz: wszak wiesz o tem, że moja matka nie ma prawie żadnych funduszów. Siostra otrzymała edukację wypadkowo i skazana jest na włóczenie się po guwernerce. Wszystkie ich nadzieje polegały we mnie. Uczyłem się, ale utrzymać się na uniwersytecie nie mogłem i na jakiś czas zmuszony byłem go opuścić. Gdyby to nawet miało trwać długo, to za jakie lat dziesięć, dwanaście (przy szczęściu) mógłbym pomimo to objąć posadę jakiego nauczyciela lub urzędnika z pensją tysiąca rubli... (Mówił, jakby się tego uczył na pamięć). A do tego czasu matka wyschłaby ze zmartwienia i kłopotów i nie byłbym w stanie utulić jej: a siostra... no, z siostrą mogłoby się stać jeszcze gorzej!.. Bo i cóż za ochota prze czałe życie ocierać się o wszystko i od wszystkiego się odwracać, zapomnieć o matce, krzywdę siostrzaną znieść z pokorą? Dlaczego? Czy dlatego ażeby pochowawszy je, związać się z nowemi... wziąść żonę i mieć dzieci i potem także zostawić je bez grosza i kęsa chleba? Otóż... otóż postanowiłem, zagarnąwszy pieniądze fanciarki, zużytkować je na swoje pierwsze lata, nie męcząc matki, na zabezpieczenie siebie w uniwersytecie, na pierwsze kroki po wyjściu z uniwersytetu, i wszystko to zrobić na wielką skalę, radykalnie, tak, ażeby już wcale nową stworzyć sobie karjerę i stanąć na drodze nowej, niezależnej... No... otóż i wszystko... Oczywiście, zabiłem fanciarkę, źlem zrobił... no i dosyć!
W jakiejś niemocy dowlókł się do końca opowiadania i spuścił głowę.
— Och, to nie to, nie to — z boleścią wołała Zosia — i czyż tak można... nie, to źle, źle!
— Sama widzisz, że źle! A jednak opowiedziałem ci szczerą prawdę!
— Ale jakaż to prawda! Boże!
— Wszak ja tylko zabiłem wesz, Zosiu, bezużyteczną złą szkodliwą.
— A czy człowiek to wesz