Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 122 —

ich oczach, odpłacasz mi takim postępkiem! Nie, to już brzydko! Trzeba nauczki! Pomyśl panna; jako szczerze jej życzliwy (bo lepszego przyjaciela nie masz panna w tej chwili nade mnie), proszę, opamiętaj się! W przeciwnym razie, będę nieubłagany. Więc jakże?
— Ja nic nie brałam u pana — wyszeptała Zosia w przerażeniu — dałeś mi pan dziesięć rubli, zabierz je pan sobie.
Zosia wyjęła z kieszeni chustkę, odnalazła węzełek, rozwiązała go, wyjęła dziesięciorublówkę i wyciągnęła rękę do Łużyna.
— A do wzięcia stu rubli nie przyznajesz się panna? — Z wymówką i uporem wymówił, nie przyjmując biletu.
Zosia spojrzała dokoła. Wszyscy patrzyli na nią strasznym wzrokiem surowym, złośliwym, nienawistnym. Spojrzała na Raskolnikowa... ten stał przy ścianie, ze skrzyżowanemi rękami i przeszywał ją ognistym spojrzeniem.
— O, mój Boże! — jęknęła Zosia.
— Pani gospodyni, trzeba będzie zawiadomić policję: a tymczasem, poślij pani, proszę, po stróża — zwolna i nawet łagodnie wymówił Łużyn.
— Gott der barmherzige! — Ja wiedzial, co ona kradl! — klasnęła w dłonie pani Lippewechsel.
— Pani wiedziałaś? — podchwycił Łużyn — a więc i poprzednio miałaś pani już pewne podstawy, ażeby tak mniemać. Proszę panią, niech szanowna pani zapamięta te słowa, wypowiedziane zresztą przy świadkach.
Ze wszystkich stron dały się słyszeć głośne szepty. Wszyscy zostali poruszeni.
— Jakto? — zawołała nagle, opamiętawszy się, pani Katarzyna i, jakby się urwała, wpadła na Łużyna — jakto! Pan ją oskarżasz o kradzież? Zosię? O podli, podli!
I przypadłszy do Zosi, ona jak w kleszcze objęła ją wyschłemi rękami.
— Zosiu! Jak śmiałaś brać od niego dziesięć rubli! O głupia! Dawaj je tutaj! Dawaj mi zaraz te dziesięć rubli, o!
I wyrwawszy banknot z rąk Zosi, pani Katarzyna zgniotła go i rzuciła z zamachem prosto w twarz Łuży-