Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ III

— Panie! — zawołała — niech pan chociaż wstawi się za nami! Przedstaw pan tej głupiej małpie, że nie ma prawa traktować w ten sposób porządnej kobiety w nieszczęściu, że na to jest sąd... ja trafię do samego generał gubernatora... Ona odpowie... Na pamięć gościnności mojego ojca, wstaw się pan za sieroty.
— Za pozwoleniem pani... Przepraszam, przepraszam panią — odpychał ją Łużyn — ojczulka pani, jak pani wiadomo, nie miałem wcale zaszczytu znać... za pozwoleniem pani! (ktoś się głośno roześmiał), a w ciągłych kłótniach pani z gospodynią, nie mam wcale ochoty przyjmować udziału... Mam osobisty interes i pragnę rozmówić się natychmiast z pani pasierbicą, panną Zofją... zdaje się. Czy tak? Pozwól mi pani przejść...
I pan Piotr, obszedłszy boczkiem panią Katarzynę, skierował się do przeciwległego kąta, gdzie była Zosia.
Pani Katarzyna, jak stała na miejscu tak i utkwiła, jakby porażona gromem. Nie mogła ona zrozumieć, jak Łużyn mógł się zaprzeć znajomości z jej ojcem. Wymyśliwszy raz tę gościnność ojcowską, sama już w nią święcie wierzyła. Uderzył ją i urzędowy, suchy, pełen jakby pogardliwej groźby ton pana Piotra. A i wszyscy jakoś uciszyli się, powoli, z jego przybyciem. Oprócz tego, że ten „urzędowy i poważny“ mężczyzna zanadto jaskrawie nie harmonizował z całą kompanją, oprócz tego, widać było że przyszedł po coś ważnego, że widocznie jakaś niezwykła przyczyna mogła go zmusić do obcowania z takiem towarzystwem, i że przeto niebawem coś się zdarzy, coś nastąpi. Raskolnikow, który stał przy Zosi, usunął się, ażeby go przepuścić. Pan Piotr, zdawało się, wcale go nie spostrzegał. Po chwili na progu pokazał się i Lebieziatni-