Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 250 —

Raskolnikow śmiał się tak, iż zdawało się, że się nie może utrzymać, i tak ze śmiechem weszli do mieszkania Porfirjusza. Tego właśnie pragnął Raskolnikow: z pokojów można było usłyszeć, że weszli śmiejąc się i, że ciągle jeszcze śmieją się w przedpokoju.
— Ani słowa tutaj, albo cię... zmiażdżę! — wyszeptał wściekły Razumichin, chwytając Raskolnikowa za rękę.