Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 244 —

Razumichina — wszak ty go znasz... Jak go tam!... Tego Porfirjusza?
— Naturalnie! krewniak... Albo co? — dodał z niezwykłem zaciekawieniem.
— Wszak to on teraz tę sprawę... no o tej zbrodni... wczoraj mówiliście... on prowadzi?
— On... więc? — Razumichin nagle wytrzeszczył oczy.
— Podobno badał tych, co zastawiali fanty, a ja tam miałem także fanty, bagatelki, jednak pierścionek siostry, który mi dała na pamiątkę, kiedym odjeżdżał tutaj, i srebrny zegarek po ojcu. Wszystko to warte jakie pięć, sześć rubli, ale widzisz, dla mnie pamiątka, droga. Otóż, nie wiem, co mam robić? Nie chciałbym, żeby mi rzeczy przepadły, zwłaszcza zegarek. Drżałem przed chwilą, że matka zapyta się o niego, kiedyśmy zaczęli mówić o zegarku Duni. Jedyna rzecz, która ocalała po ojcu. Matka zachoruje, jeśli przepadnie! Kobiety! Więc radź, jak zrobić! Wiem, że trzeba by dać znać do cyrkułu. A czy nie lepiej do samego Porfirjusza, co? Jak sądzisz? Prędzej był by skutek. Zobaczysz, że jeszcze przed obiadem matka mnie się zapyta!
— Wcale nie do cyrkułu, koniecznie do Porfirjusza! — zawołał z jakiemś niezwykłem wzruszeniem Razumichin. — To mi bardzo na rękę! Niema co zwlekać, chodźmy, to dwa kroki stąd, zastaniemy go napewno!
— A no to chodźmy...
— A on... bardzo, bardzo, bardzo będzie kontent, że się z tobą pozna! Dużo mówiłem mu o tobie, różnemi czasy... I wczoraj mówiłem... Chodźmy!... Więc ty znałeś fanciarkę? Aha! To się przepysznie złożyło!... Ach prawda... panna Marja....
— Panna Zofja — poprawił Raskolnikow. — Panno Zofjo, to mój przyjaciel, Razumichin, człowiek dobry...
— Jeżeli panowie musicie teraz iść... — zaczęła Zosia, ani nawet spojrzawszy na Razumichina i zmieszawszy się tem jeszcze bardziej.
— To i pójdziemy! — postanowił Raskolnikow: — ja jeszcze dziś odwiedzę panią, panno Zofjo, powiedz mi pani tylko, gdzie pani mieszkasz?
Nie mieszał się, ale jakby się spieszył i unikał jej wzroku. Zosia dała swój adres i przytem zarumieniła się. Wszyscy wyszli razem.