Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 226 —

wi, szczególniej za wczorajsze odwiedzenie ich w hotelu.
— Jakto, to on był u was nawet w nocy? — zapytał Raskolnikow, jakby zaniepokojony. — A więc i wy nie spałyście po podróży?
— Ach, Rodziu, wszak to było tylko do drugiej godziny. Myśmy się z Dunią nigdy wcześniej nie kładły, nawet w domu.
— Ja także nie wiem, jak mu dziękować — ciągnął Raskolnikow, chmurząc się nagle i marszcząc brwi. — Pominąwszy kwestję pieniężną, daruj mi pan, że o tem wspominam (zwrócił się do Zosimowa) — ja nie wiem, czem mogłem sobie zasłużyć u pana na takie szczególne względy? Poprostu nie pojmuję... i... i przykro mi nawet, że nie pojmuję: mówię to otwarcie.
— Ale nie rozdrażniaj się pan — zaśmiał się z przymusem Zosimow — przypuśćmy, że pan jesteś moim pierwszym pacjentem, a każdy z nas przecie, rozpoczynając praktykę, lubi swoich pierwszych pacjentów, jak dzieci, a niektórzy to nawet kochają się w nich. A przecie ja mam niewielu chorych.
— Bo już nie mówię o nim — doadł Raskolnikow, wskazując na Razumichina — a i on, oprócz obrazy i kłopotów, niczego nie doznał ode mnie.
— A to się załgał! Jakiś ty czuły dzisiaj! — zawołał Razumichin.
Byłby spostrzegł, gdyby był przenikliwy, że czułości nie było tu bynajmniej, a raczej było wprost przeciwnie. Ale Dunia spostrzegła to. Uważnie i z niepokojem obserwowała brata.
— A o mamie, to nawet mówić nie śmiem — ciągnął, jakby wyuczoną od rana lekcję; — dziś dopiero mogłem jako tako się ogarnąć, jak się to mateczka musiała wczoraj zmęczyć, w oczekiwaniu na moje przybycie. — Co powiedziawszy, nagle, milcząc i z uśmiechem, wyciągnął rękę do siostry. Ale w uśmiechu tym błysnęło tym razem prawdziwe niekłamane uczucie. Dunia natychmiast ujęła i ścisnęła serdecznie wyciągniętą rękę, ucieszona i wdzięczna. Po raz pierwszy zwracał się do niej po wczorajszej sprzeczce. Twarz matki zabłysła triumfem i szczęściem na widok tej ostatecznej i milczącej zgody brata z siostrą.
— O, za to właśnie ja go lubię! — wyszeptał przecenia-