Strona:PL Feval - Garbus.djvu/733

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kokardas spuścił pokornie głowę.
— Patrzcie, nie znałem tego klucznika gaskońskego — mruknął jeden z żołnierzy, pilnujących bramy. — Ale to plemię wszędzie się wciśnie, do dyabła!
Właśnie w tej chwili otworzono furtkę w bramie, aby przepuścić niosącego misę ze wspaniałym pieczonym bażantem, największą ozdobę obiadu pana Segre. Kokardas i Paspoal nie mogli już dłużej powstrzymać niecierpliwości i jednym susem przeskoczyli próg furtki, zmykając co sił na ulicę.
— Trzymajcie ich! Łapajcie! — krzyknął Chaverny.
Odźwierny rzucił się w pogoń, ale nasze zuchy już zniknęli z oczu na zakręcie jakiejś uliczki.
Kareta, którą przyjechał pan Pejrol czekała na niego przed bramą. Chaverny poznał liberyę Gonzagi i bez namysłu, otworzył drzwiczki i wskoczył na stopień, nie przestając wołać.
— Gońcie ich! Aresztujcie! Oni uciekają, to dowód, że są zdrajcy!
I korzystając ze zgiełku, rzucił rozkaz woźnicy:
— Do pałacu, galopem!
Konie ostro ruszyły z miejsca, a Chaverny odetchnąwszy nieco, zaczął się śmiać serdecznie ze swego fortelu. Ten dobry pan Pejrol nie tylko wrócił mu wolność lecz jeszcze tak dogodził własną karetą, aby mógł się prędzej i bez zmęczenia dostać na miejsce przeznaczenia.




Była to ta sama komnata smutna i ponura