Strona:PL Feval - Garbus.djvu/605

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

vail. — On zacznie pani wyjaśniać swoje położenie.
— Ale nie tobie, nie wara wszystkim — odpowiedział Chaverny. — Opowiem tylko donie Kruz. Wy nie jesteście godni, aby mnie zrozumieć.
— A jednak to takie proste, — wtrąciła Nivella, — jesteś pan w położeniu człowieka pijanego.
Powstał głośny śmiech, a mały gruby Oriol o mało się nie udusił.
— Do kroćset tysięcy! — krzyknął Chaverny, tłukąc swą szklakę. — Kto tutaj ośmiela się drwić ze mnie? Dono Kruz, ja nie żartuję, pani jesteś gwiazdą z nieba, zabłąkaną między lampiony!
Wszystkie damy głośno zaprotestowały.
— Tego już zawiele! Za wiele! — krzyknął Oriol.
— Milcz — zawołał Chaverny. — Porównanie moje może obrazić jedynie lampiony. A zresztą, nie mówię z wami. Wzywam pana Pejrola, aby uciszył wasze wrzaski, i dodam, że nigdy mi się on tak nie podobał, jak wtedy, gdy wisiał na szaragach. Bardzo mu było z tem do twarzy!
Mówiąc to, markiz wprost rozczulił się i kończył ze łzami w oczach:
— Ach, jak mu było do twarzy! Ale, wracając do mego położenia... — zaczął, ująwszy obie ręce dony Kruz.
— Panie markizie, znam je doskonale: dzisiejszej nocy poślubiasz pan zachwycającą kobietę.