Strona:PL Feval - Garbus.djvu/539

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A ona jest jego córką; piękna jak anioł. To samo spojrzenie, ten sam uśmiech.
— Już się uśmiecha?
— Jest razem z cloną Kruz, znają się i clona Kruz ją pociesza. Jednak to mnie kosztuje patrzyć na to dziecko! Gdybym ja miał taką córkę, Pejrolu!.... Ale to szaleństwo! Czego mam żałować? Czyż robiłem zło dla zła? Mam cel własny idę do niego. Jeżeli są przeszkody...
— Tem gorzej dla nich! — szepnął Pejrol z uśmiechem.
Gonzaga pociągnął ręką po czole. Pejrol dotknął palcem koperty.
— Wasza książęca mość sądzi, żeśmy dobrze trafili?
— Niema wątpliwości — odparł Gonzaga — pieczęć Neversa i kaplicy parafialnej Kajlusów.
— Wasza ekscelneya sądzi, że to są kartki wyrwane z tego słynnego rejestru?
— Jestem tego pewny.
— Można zresztą przekonać się o tem, otworzywszy kopertę.
— Co ty mówisz! — zawołał książę. — Złamać pieczęcie! Piękne nienaruszone pieczęcie! Do dyabła każda z nich warta tuzina świadków. Złamiemy pieczęcie, przyjacielu Pejrolu, gdy przyjdzie czas na to, gdy przedstawimy radzie familjnej prawdziwą dziedziczkę Neversa.
— Prawdziwą? — powtórzył mimowoli Pejrol.
— Tę, która powinna być dla nas prawdziwą. I prawda ukaże się z tego jasna jak słońce.
Pejrol się skłonił. Garbus ciągle patrzył i nadsłuchiwał.