Strona:PL Feval - Garbus.djvu/374

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Floro! Floro — powtarzała Aurora.
— Zazdrosny! Zazdrosny! Zazdrosny moja prześliczna! I to nie Gonzaga wygnał was z Madrytu. Czyż ja nie wiem, ja, czarodziejka, że zakochani mierzyli już wysokość twoich okien, panienko?
Aurora zaczerwieniła się jak wisienka. Jakkolwiek dona była czarodziejką, nie mogła jednak wiedzieć, jak trafnie to odgadła. Spojrzała na Florę, nie śmiejącą podnieść oczu.
— Patrzajcie — rzekła gitanita, całując ją w czoło — już zaczerwieniła się z dumy i radości! Jest kontenta, że są o nią zazdrośni. Czy on zawsze jest piękny jak gwiazda? I dumny? I łagodniejszy od dziecka? Powiedz mi do ucha, przyznaj się cichutko: Ty go kochasz!
— Dlaczego po cichu? — zapytała Aurora, prostując się z dumą.
— Więc głośno, jeżeli chcesz.
— Tak głośno: kocham go.
— To — dobrze to nazywa się mówienie! Uściskam cię za taką szczerość. I jesteś szczęśliwca? — dodała, patrząc na przyjaciółkę przenikliwemi, czarnemi oczami.
— Naturalnie.
— Bardzo szczęśliwa?
— Tak, bo on jest ze mną.
— Doskonale! — zawołała Flora.
Potem rzucając dokoła pogardliwe spojrzenie, dodała:
— Pobre dicha, dicha dulce!
Jest to hiszpańskie przysłowie oznaczający (dosłownie: “biedna chatka, chatka miła.”