Strona:PL Feval - Garbus.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nuje go stary stróż gderliwy, napoi głuchy i zupełnie ślepy. Objaśnił nas, że obecny pan nie był tu od lat szesnastu.
Pan ten, to Filip Gonzaga. Czy zauważyłaś matko, jak to imię prześladuje mnie od jakiegoś czasu?
Staruszek powiedział Henrykowi, że don Bernard, były kapelan Kajlusa zmarł przed kilku laty. Nie chciał nam pokazać wnętrza pałacu.
Myślałam że zaraz stamtąd odjedziemy stało się jednak inaczej. Zauważyłam, że miejsce to wywołuje w Henryku jakieś tragiczne i wzruszające wspomnienia.
Poszliśmy zjeść obiad na wzgórzu Taroides którego ostatnie domki stoją nad zamkową fosą. Najbliżej tej fosy i szczątków starego mostu jest właśnie oberża. Usiedliśmy na stołkach koło prostego stołu z bukowego drzewa, Usługiwała nam kobieta w średnim wieku.
Henryk przyglądał się jej uważnie.
— Moja matko — zapytał nagle — byliście już tutaj podczas nocy zbrodni?
Oberżystka upuściła dzbanek wina który właśnie trzymała w ręku. Potem rzuciła na Henryka podejrzliwe spojrzenie.
— O, Boże! — zawołała. — A wy panie tak że byliście wtedy tutaj?
Zimny dreszcz przebiegł mi po ciele, ale zarazem ogarnęła mnie nieprzezwyciężona ciekawość. Co się działo w tym zamku?
— Być może — odparł Henryk, — ale to nic was nie obchodzi matko. Chciałbym się dowiedzieć niektórych rzeczy. Zapłacę za to.