Strona:PL Feval - Garbus.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Strzeż się, garbusie, strzeż się! — wołano dokoła.
Medor zaskowyczał straszliwie i rzucił się do budy.
Jonasz czekał na niego spokojnie. W chwili gdy pies wbiegł do swego dawnego mieszkania, jak do podbitego kraju, Jonasz schwycił pieczoną kurę za nogi i po mistrzowsku wsadził ja do psiego pyska. O cudo! Medor zamiast się gniewać oblizał się z rozkoszą.
Głośny wybuch śmiechu rozległ się między widzami. Sto głosów na raz krzyczało:
— Brawo, garbus, brawo! Medor, szelmo jedna, bierz bierz! — wołał wściekły z gniewu olbrzym.
Ale podły Medor zdradzał go stanowczo. Ezop II zdobył go sobie kawałkiem kury. Widząc to, Wieloryb, uniósł się straszliwym gniewem i sam rzucił się ku budzie.
— Ach, Jonasz, biedny Jonasz! — wołali znów z politowaniem kupcy.
Jonasz wyszedł z budy i stanął naprzeciwko „Wieloryba“ i patrzył na niego ze śmiechem. Wieloryb schwycił go za kark i uniósł do góry. Jonasz śmiał się ciągle. W chwili gdy olbrzym miał go już rzucić na ziemię, garbus wyprężył się, oparł stopę na kolanie żołnierza i wskoczył mu na plecy ze zręcznością kota. Nikt nie umiałby dobrze powiedzieć, jak się to stało tak ruch był prędki; to pewne, że Jonasz siedział jak na koniu na grubej szyi Wieloryba i wciąż się śmiał. W tłumie rozległ się szmer zadowolenia.
Ezop II rzekł spokojnie: