Strona:PL Faleński - Meandry (1904).djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W człeku tu Pańskość wre zajadła.
— Hej! ty tam Johann, czy Ignacy!
Wszystko na srebrnej noś mi tacy.
Dywany wszędzie i zwierciadła!
Golizno! bodajś precz przepadła!
Czyż my to ladajacy?

— Cóż tam na obiad dasz nam błaźnie?
Prócz ptastwa — ryby? jak w suchedni?
A! morskie. No — to kąsek przedni.
Żołądka byle czem nie draźnię,
Bośmy nawykli żyć pokaźnie —
Jesteśmy też wybredni.

A jakież wina masz nie tanie?
Wstaw je tam wnet w te kwiatów kosze.
Co? co? trzy Reńskie flaszka? Proszę.
U nas, to widzisz, mój Asanie,
Takiem się robi ust płukanie —
O, bośmy też smakosze!

Ten, drwił z nas — tak mi się wydało —
Gdy, przy szampanie, po przemowie,
Piliśmy cenne nasze zdrowie.
Dowiedz się, kusy świszczypało:
Żeś kiep — a myśmy gębą całą
Nie byle skąd panowie!