Strona:PL Faleński - Meandry (1904).djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A kiedy skonał, to, z nim, ona,
Jak bywa, kiedy flet pastuszy
W dłoni się grającego skruszy,
Umilkła — lecz nie dokończona. —

I nigdy — choćby w serca cenie —
Jej końca już nie usłyszycie.
Bo tak, i w Wiecznotrwałym Bycie,
Chwilowo schodząc w mroczne cienie,
Mimo pozorne swe skończenie,
Wcale nie kończy się życie.


394.

Raz w zasmuceniu mem nie małem,
Nie mając trosk mych zwierzyć komu,
W gmach Szczęścia wszedłszy pokryjomu,
W drzwi tam waliłem z dzikim szałem;
Lecz z niczem odejść precz musiałem —
Bo szczęścia nie zastałem w domu.

A ono, snadź w swe Wielkie Święto,
Do drzwi mych, z Pocieszenia Chwałą
Przyszło naonczas — i tam, śmiało,
Zastawszy chatę mą zamkniętą,
Waliło pięścią, biło piętą —
Cóż, gdy mię w domu nie zastało.