Strona:PL Faleński - Meandry (1904).djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
108.

Co? Obiecałem? Dobrze. Innym razem
Dotrzymam — ręczę wam śmiele.
Ależ, najmilsi przyjaciele!
Wiem, że mi rzecz ta ujdzie od was płazem.
Przecięż obiecać i dotrzymać razem:
To na jednego za wiele.


109.

Szczęśliwi głupcy! skromne ich narowy
W umiarkowaniu źródło mają złotem.
Mądrości chcieć? Co im po tem!
Gdy ją — jak twierdzi rozum przedwiekowy —
Z Boga samego rozbolałej głowy
Dobywać przyszło — aż młotem.


110.

— Ty bądź koniem. Ja powożę.
— Nie. To ty bądź. Lejce moje.
— Myślisz, że się ciebie boję?
— A tyś co lepszego może?
— Lejc ci rwę i pięścią grożę —
— A ja bicz twój łamię w dwoje.

Później znów, innemi słowy,
Lecz w te same brniemy długi