Strona:PL Faleński - Meandry (1904).djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niech je noszę póki żyję,
A gdy umrę, to na szyję
Włożysz mi je do mogiły.


56.

Gra wyobraźnia ze mną, niby w karty
Dziewczątko ładne.
To błyskiem oczu, to przez wdzięki zdradne,
To znów trefnemi żarty,
Tak mnie usidla wspólnik ten nic warty,
Że nawet nie wiem, kiedy w płatkę wpadnę.

Wreszcie, szachruje — i tą marną pracą
Zgrywa mię, gnębiąc jak drapieżna kania...
Niemniej, jej uśmiech słodki, wciąż mię skłania
Nie tylko grać z nią dalej Bóg wie na co,
Lecz jeszcze bawi mię — gdy to ladaco
Zachęcam do oszukiwania.


57.

Z odmętów życia dąż do brzega,
Gdzie wabi w przystań Dobra Sława.
Lecz dróg tych, z Odwiecznego Prawa,
Jakaż jest Alfa i Omega?
— Niech tego człek się sam wystrzega,
Co mu się w drugich złem wydawa.