Strona:PL Eurypidesa Tragedye Tom III.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zabiwszy już małżonka, ojcowski dobytek
Nie nam ty przekazałaś, jeno na użytek
Innemu, kochankowi, któregoś ty sobie
Kupiła za tę cenę? Czemuż w onej dobie
Ten mąż twój nie uciekał, miast syna, i czemu,
Miast mnie, nie umarł, mówię, on, co mnie, jednemu
Stworzeniu, śmierć dwukrotną zadał już za życia,
O, gorszą, niż śmierć siostry?! Jeśli bez ukrycia
Powiada się, że mordem za mord trzeba płacić,
To ja i brat Orestes winniśmy cię stracić,
Ażeby pomścić ojca! Skoro słusznem jedno,
I drugie słusznem będzie! Oto rzeczy sedno!...
[O głupi, kto dla rodu, albo też majątku
Poślubia marną żonę. Zawsze, od początku,
Tak było, że li zacna, choć biedna kobieta
W dom wielkie wnosi szczęście. To jest jej zaleta!

PRZODOWNICA CHÓRU.

W małżeństwie traf li rządzi. Widzą nasze oczy,
Że jednym los szczęśliwie, drugim źle się toczy.]

KLYTAIMNESTRA.

Od dawna zawsześ ojca kochała, me dziecię,
Tak bywa: ku mężczyznom ciągną jedni w świecie,
A drudzy, niśli ojca, lubią matkę więcej.
Rozumiem i przebaczam miłości dziecęcej,
Boć z mego się postępku zbyt tak nie weseli
Me serce! Ale cóż to? Dotąd bez kąpieli?
W tych sukniach? [Ty, powstała codopiero z łoża
Biednego macierzyństwa?] O jakżeż nieboża
W zamysłach byłam swoich! Bardziej, niż należy
Wzbudziłam gniew małżonka!