Odniosła, jak przystało rozumnej niewieście,
Nad sobą! A wy, dzieci: już same niebiosy
Raczyły tu zarządzić, że o wasze losy
Zatroszczył się wasz ojciec godziwie: na przedzie
Staniecie śród Koryntian, tak wam się powiedzie
Przy braciach. Więc rośnijcie! Wszystkie inne sprawy
Na oku ma wasz ojciec i sam Bóg łaskawy,
Obyście do męzkości dobiegli wesołej
I poszli na zwycięzki bój z nieprzyjacioły!
Dlaczego toniesz we łzach? Czemu lico blade
Odwracasz znów odemnie? Odpychasz mą radę?
Dlaczego nie przyjmujesz moich słów radośnie?
O dzieciach pomyślałam, przeto żal mój rośnie.
Ja zajmę się już niemi... Czemu płakać? Czemu?
Przestanę się już troskać, ufam słowu twemu.
Dlaczego jednak z oczu płyną łzy ci słone?
Kobiety myśmy słabe i do łez stworzone,
Jam przecież je zrodziła. Kiedyś wspomniał dzieci,
Myślałam, czy naprawdę szczęście im zaświeci,
Którego pragniesz dla nich. Z naszej dziś rozmowy
Wiem jedno, a zaś drugie wyznać ci gotowy
Mój umysł — racz posłuchać: jeśli mnie wypędza
Z tej ziemi rozkaz króla, widzi to ma nędza,