Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Niechaj sny straszne, choć straszne nie straszą
Ja snów tłómaczę koleje!...


Basza kołysan śpiewem odaliski
Usnął snem cichym u nóg jej, od śpiewu
Powierzon cieniem palmowemu drzewu
Śnił długo piekieł czy Edenu blizki?...
A ona milcząc wzrok zemsty, pogardy,
Utkwiła w podłą twarz starego Pana,
Wzrok jej jak żądło bolesny i hardy,
Bo całej Grecyi zabolała rana –
Ha!... ja Greczynka – ja – co w jasne ranki
Wśród Termopylskich wąwozów igrałam,
Co dzieckiem na szczyt ruin wybiegałam
I z kwiatów ruin plotłam sobie wianki,
Wieńcami kolumn skronie otaczałam!
Ja ... dziś w tych progach bogactw i podłości,
Żmiją się płaszcze u stóp Muzułmana,
Lecz – biada! pełzać będę w cichej złości
Aż do dnia zemsty – godziny – i rana!...
Leż u nóg moich – o! leż niewolniku!
Synu podłości drzym ... jak wąż obżarty,
Głuchy na jęki, niesłyszący krzyku
Co z mordowanej ust leci ofiary!...
Śpij, śpij, psie podły, ty – z czucia odarty,
Coś się ożłopał krwią naszą bez miary –
Czekać i milczeć – o!... to los znój jeszcze
Czekać!... aż błyśnie nasze rano wieszcze –
A głowa twoja błyśnie wywyższona
U szczytu murów wbita, wśród płomieni,
I będzie widzieć gdzie wolność pomszczona,
Lecz w pośród klątw już – z oczyma ślepemi!...
Poszczona Iudu klątwy zaciekłemi!...
Zbudził się Basza – ucichła gitara,
Ha!... sen okropny miałem o dziewico,