Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Daję ci ufność ma … lecz pomnij razem
Że możesz męki dziś – stać się obrazem
Przed okiem ludu! – nim spadnie twarz słońca
A z morskiej piany wyjdzie twarz miesiąca…
Wręcz jej tę perłę, co z morskich otchłani,
Seïd posyła swej oblubienicy
Dobytą, z trudem –, modrookiej łani
Basza śle w darze swej pięknej dziewicy…
Gabryel skłonił głowę w zamyśleniu
I słuchał jeszcze srogich słów wyroku
Wtem złość łysnęła w czarnem Baszy oku
I szarpną brodę w gniewnem zamilknieniu:
Jeźli jej serce zjednasz mi tym skarbem
Wielbłąd ci błyśnie swym ładownym garbem
Złota, mych skarbów ... lecz biada! jeżeli
Dziś jeszcze serca jej nieskłonisz ku mnie
Słońce przy męki ujrzy cię kolumnie
A ją w pod morskich bezdeni topieli!...
Ten kindżał jasny co widzisz w mej dłoni
On twoim będzie – jeżli Eufrozyna
Moją zostanie!... Lecz nic nieuchroni
Ciebie przed Baszy wściekłością ... o! biada!
Jeźli niebłyśnie mi szczęścia godzina
Wtedy to ostrze – w twej piersi zagrzeźnie
Zginiesz jak kamień co w fali przepada
A przed tem pójdziesz między męki więźnie!
Gabryel skłonił się nizko, wesoło,
Na licu jego niebyło znać trwogi,
O! dobrze Baszo – że wszedłem w te progi
Eufrozyny pięknej jasne czoło
Skłonię jak lilię do słońca poranka
Ku ustom czułym wielkiego kochanka!...
Czyż obojętne mu życie, że groźby
Baszy nie słyszał – ? słyszał tylko proźby? –
Kiedy odchodził Gabryel w milczeniu
Seïd w głębokiem znów tonął marzeniu
Ślepy miłością, ciemnemi oczyma
Widział to tylko, że jej równej nie ma!...