Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/397

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I jestem głosem orła w chmurach dzikim,
I szumem dęba i fali tęsknotą,
I wonią kwiatów – i żurawi krzykiem
I łzą kąwalii, drżącą – w słońcu złotą…
I w tobie czuję się nieśmiertelnością
I rozweselam się w życia bezmiarze –
Pijąc w natury tej bezdennej czarze,
Co połączona przez ducha z wiecznością,
Jak w akord szczęścia, bezgranic miłością
Dobro i prawda – związane pięknością!...
I o nich myślę pół smutny – pół dumny,
Gdy o złamanej marmury kolumny
Oparłszy głowę – poglądam na morze –
Z nieskończoności w nieskończoność zorze
Gdy wstaje jasne – ogarnia niebiosa,
Aż padnie w uścisk płomienny Heliosa!...



OTUCHA.

Rzuć na nich białą szatę przebaczenia!
I bądź jak senna noc, z nowiem na skroni,
Zarzucająca skrzydła zapomnienia
Na świata przestrzeń głuchą – kiedy dłoń
Modry płaszcz wlecze, przeszyty gwiazdami,
Jak bohaterka między gerlandami
Kul – wołająca naprzód! na narody
I przodkująca w walce, w lot swobody…
A każda gwiazda – to boleść miliona,
Co płaszcz przeszyła tak – że na ramiona
Rzucony, błyska iskier miryadami
Wśród szumu lasów, wielka – wędrująca,
Z księżyca lampą w dłoniach i walcząca
Z chórami wichrów – co burz pogwizdami
Na lampę ciągle miotają chmurami,
A przed nią płyną sny i nocne ptaki
Kochanków dusze – i leśne majaki…
Lecz gdy z gwiazd iskier każda w płomień zlana
Powstaje światłość!... a noc czuwająca
Płaszcz swój rozdziera – wołając Hozanna,