Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jej, królowała w chaosach rozświtu,
Acz się tu wcale niewyzuła z ciała...
Krok to olbrzymi! i przeczuwający –
Ku objawieniu tęsknotą płynący...
Na drugim głazie przy nim cień tam biały
Zasiadł – przed siebie patrząc niemo, smętnie,
On ducha swego trawił tak namiętnie
Żądzą prawd źródła – że mu usmętniały
Oczy – i dusza jak gwiazda stęskniona
Za rankiem – ta tajemnic narzeczona!...
Lecz choć się jego duch rozmdlał w tęsknocie
Zadumy, rozum jego myśli swoje
W figurę cyfry zaklął – i te zdroje
Ujął w potęgi ład – w tworzeń robocie –
O! ty byś jasny, piękny, mędrca cieniu
Mógł być twej szkoły nadgrobkiem – bo tobie
Za ciasno było w Polykrata grobie
Niewoli – przetoś poszedł w świat – w milczeniu
A czyż za ciasnym nie jest i świat myśli,
Co w bezgranicach byt swój raz określi?...
Jak sfer harmonią, i dusz wędrowaniem,
Tyś smętny wiecznem wieków rozmyślaniem –
Obaj ci męże milczeli głęboko
Jak senne orły na skałach przed rankiem,
W oddai dzień już świtał i wysoko,
Wóz Heliosa toczył się chmur wiankiem,
Na nim Apollo świeltany kierował
Czterema wichry co się rozpędzały –
W koło rydwanu Muzy się trzymały
Za dłonie – śpiew ich poranek zwiastował –
Przed wozem w górze Jutrzenka leciała
Warkocze bujne w perłach już rozwiała
Na ziemię wieńce kwiatów rozrzucała –
A Eros przed nią z pochodnia lecący
Był jak podpalacz słońca gorejący…
O boskim był ten Foebus wzlatujący,
Wzrok jego gorzał Geniuszem Hellady,