Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I lecąc w gwiazdy – tam – w nieskończoności
Jak nieśmiertelność ducha, przepadło –
Jak me wspomnienia z rannych dni młodości…
Noc była cicha, i z gór nów wiosenny
Oświecał jasno las coraz to rzadszy,
Sunął się w gwiazdach blady i promienny,
Patrząc na ziemię tak, jak matka patrzy
Na śpiącą córkę, co w dziewiczem łonie
Płomień uczucia żywi i w pierś chłonie!...
Wreszcie już drzewa znikły – tylko z dala
Stając po skałach – ujrzałem skał grody
Z których gwałtowne strącały się wody
W otchłanie głazów – tak za falą fala
Leciała w otchłań grzmiąc z dzikim łoskotem
Pod cichej nocy gwieździstym namiotem…
A u skał szczytu chatka pustelnicza
Stała samotna … jak myśl wyższa w świecie
Chata schylona, cicha – i dziewicza
W bluszczu winogron i palm cichym kwiecie!...
Na jednej ze skał, starzec z brodą siwą,
Długą do ziemi – a okiem wzniesionem
Siedział i dumał głęboko … sędziwą
Myślą po niebios żeglując sklepieniu –
Drżące na kiju oparte miał ręce
Na rękach wsparta twarz jego, oczyma
Utonął w gwiazdach których jasne wieńce
Drżały w tle niebios posiane iskrami
Jak ziarna z dłoni duchów wszecholbrzyma,
Posiane, by tu dojrzały – światami
Jasności serca, tej tajemnic Pani!...
On w nocy czuwał w wodospadów szumie
Na skał tych szczycie w mgle – jak u nieb progu
W tej cichej nocy ginął w myśli tłumie
Tonąć swym duchem w naturze i Bogu!
A za nim chata, nizka, pochylona,
Liściami bluszczu, liściem winogradu,
Wkoło, zielono, świeżo opleciona,
Jak dom Adama wśród rajskiego sadu –