Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Twe więzym stargał – patrz w te chmury jasne
To grom uderzył!... my sami wśród morza
Sami na głębiach – w krótce ranna zorza
Błyśnie od wschodu – życie nam już własne
Jak ptacy burzy … luba tul się do mnie…
Dziś nasze losy tylko w ręku Boga!
A o nieszczęsnych Bóg tu niezapomnie –
Niedrżyj – On runął w proch! minęła trwoga
Ha! Ja wiedziałem że ciebie strącano –
Że toniesz – tam walczyłem z tłumami
I nie odszedłem aż wroga zwalczono –
Choć bez nadziejim już płynął z falami,
Bo dla ojczyzny mogłem tylko ciebie
Ciebie poświęcić … na ten grom na niebie!...
Lecz Bóg swe cuda wieńczy piorunami!
Ona w twarz burzy, to w twarz Gabryela
Patrz – raz zgrozy wzrokiem – raz wesela!...
Jej się wydało, ze już w innym świecie –
Łódź ich się wznosi pod niebo, nad skały
Morze podrzuca nią jak piłką dziecię
W niej dwoje dzieci w burze poglądały …
Czyż my ci sami w tej łodzi mój drogi?...
Czy to świat inny … Gabryel … świat nowy …
Nie! nie! o! stamtąd pchnął mnie ból mój srogi
Widzę tę skalę – głębi szmer grobowy –
Tak jam przy tobie – to ty – w twojej łodzi –
A tam z pian zorza poranna wychodzi…
Co Grecya wolna!... oh! Grecya – mój miły!...
Wolna – a nasze dłonie ją zbawiły
A ich półksiężyc w płomienie strąciły – !
Lecz burza cichnie – rozwiały się chmury,
Lecą gdzieś w dalę – i czarnemi pióry
Czasem grom jeszcze rzuca ponad morze –
Lecz tam już lica wychyliło zorze –
A na błękitach wytrysnęła tęcza
Objąwszy morze w łuk swego obręcza
W tym łuku w dali brzegi błękitnieją
Wyspy rybackiej – w mgieł puchach srebrnieją