Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stratą czasu jest... że nawet głupotą jest i mazgajstwem...
O, Boże! jakaż to nieszczęśliwa, zgnębiona, zdławiona, zgubą zupełną zagrożona jarzębinka słaba i ładna, którą chmiel dziki gęstymi liściastymi sploty tak ściska, owija i dławi, że liście jej osłabły już i obwisły, a pień cieniutki zdaje się być aż do miąszu cierpieniem przeniknięty! Dwie stare jarzębiny w całej paradzie pierzastych liści i koralowych jagód stoją tuż obok silne i zdrowe, a ta w objęciu wroga ginie bez ratunku i nadziei, jakkolwiek o tem, że żyje jeszcze, że piękną ozdobą lasu być może, świadczą przebłyskujące tu i owdzie z za szorstkich splotów chmielu grona czerwone...
Cicho! coś woła, jęczy, wzywa! Czy od nieba, które błękit spokojny jednostajnie nad żywemi i umierającemi drzewami rozwiesza, czy od drzewa zagrożonego śmiercią męczeńską, czy od tych istot roślinnych, które otaczają je kołem bezczynnem, czy z własnego wnętrza chłopca, który w umierające drzewo wlepia wzrok spółczujący i przelękły, dobywa się to wołanie, wzywanie? Któż wie? ale on je słyszy i nie samem tylko uchem, lecz jakby czemś jeszcze, co mu w piersi uderza coraz mocniej... Więc wilgotną uliczką pod leszczynami biedz zaczyna ku cienkiej jarzębinie, dławionej w grubych objęciach chmielu, a biegnąc,