Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, bo od lat paru już nie żyje; więc jedną dziewczynkę Rózi wzięłam do siebie i uczy się ona razem z mojemi, a ten syn już dorosły...
— Już dorosły?
— Cóż to dziwnego? Skończył nauki, zdolny bardzo, technik.
— Przepraszam, przepraszam! A co się stało z Łączną?
— To samo, co z Koralinem. Przed śmiercią jeszcze pana Lucyana Łączna przeszła w obce ręce... w zupełnie obce, nawet bez winy brata pani, bo pracował i żył porządnie... ale tak jakoś... rozpełzło się. Bieda tam była taka, że aż głód czasem do okien zaglądał, więc trzeba było sprzedać... Na dzierżawę poszedł i tam szło już lepiej, ale za to nie długo, bo urwało się samo życie. A Łączna teraz do siebie niepodobna. Ta aleja lipowa — pamięta pani? — wycięta, a na jej miejscu rosną chwasty krzaczaste; staw wysechł i utworzyła się jama z czarnym szlamem, a brzozy płaczące naokoło stawu też pousychały.
Elwira Roza zaszeptała:
— Jak cmentarz! Pani na cmentarz mię prowadzi!
Szczelnie owinięta szalem i głęboko w fotelik zasunięta, siedziała z przygarbionemi nieco plecami i szyją naprzód wysuniętą. Teraz, przez ten