Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czynkami swemi przybyła do tego miasta i odtąd z twardych ścian jego kamienic, z ostrych kamieni jego bruku, z obcych serc jego mieszkańców, snuje nici do tkaniny istnienia swego i swoich dwóch dziewczynek.
To wszystko, nic więcej. Historya prosta. Co do mieszkania, owszem, ma bardzo dobre: trzy małe pokoje na czwartem piętrze; trochę za wysoko, ale za to ciepło i dość ładnie; na wiosnę szczególniej, gdy trochę rozkwitłych hyacyntów i laków tu i owdzie postawić może, bardzo nawet ładnie. Dziewczynki jej są dobre, uczą się dobrze i zdaje się, że będą nieszpetne, tylko ze zdrowiem ich ma ciągłą biedę... Słabe... bledziuchne...
Mówiąc, ożywiała się i rozgrzewała. Może, pomimo wszystko, uczuła rozkosz zwierzeń, nigdy nikomu nie czynionych; może od namiętnych pytań Elwiry Rozy roztajało i rozszerzyło się serce, którego nigdy nikt o nic nie pytał. Głos miała miły. Organy głosów ludzkich nabierają cech od piersi, z których wychodzą. Liwska miała organ głosu czysty i miękki. Przy dźwiękach tego głosu, rozwierała się w ciasnym, wyperfumowanym pokoju długa perspektywa dni, podobnych do czarnych pereł. Były tam światła tęczowe, spowite w krepy żałobne; były męki nazwane powinnością, rozstania, z których każde