Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drugi, raczej pokoik, czemś z marmuru i czemś z malachitu majaczący, zapewne łazienkę, bo szło stamtąd trochę pary, wilgotnej i przepojonej zapachem perfum, których nazwę znać trudno, ale które były najpewniej wielce kosztowne i przez modę najostatniejszą po takich pokoikach rozlewane. Wszystko to było trochę pstre, trochę krzykliwe, trochę nieporządne, ale bardzo wybredne, wyszukane, cenne i dla wszystkich pięciu zmysłów rozkoszne. Dla wszystkich pięciu, bo okrom barw, połysków, zapachów i powszechnej wszechrzeczy miękkości, przed podniebieniem roztwierała się pełna skarbów bomboniera wspaniała, a o słuch odbijały się niekiedy nuty srebrne i trele zawieszonego w klatce słowika. Na świecie zima panowała, śnieg okrywał ulice i dachy, lecz słowik, wśród załomów firanki pluszowej, na pozłacanym pręciku klatki siedząc, śpiewał, ponieważ był ślepy.
U początku życia swego Elwira Roza miała inne imię i nazwisko, ale je w okolicznościach pewnych opuściła i od lat... od dość już dawna pod temi przybranemi jaśniała i słynęła. Nierozległa wprawdzie była sfera ta, w której słynęła, ale za to wytworna i świetna, czy też przynajmniej powierzchnię wytworną i świetną mająca. Ile pod tą powierzchnią było chropowatości i nawet grubych, ostrych sęków, o tem Elwira Roza wiedziała bardzo dobrze, lecz nigdy nad tem nie zastanawiała