Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zrozpaczony wzrok skierowuje ku ławkom, które napełnia publiczność i wśród tej publiczności wynajduje wzrokiem oblicze szanownej małżonki, milutkich córek... Nic nie pomaga; katarynka wygrywa i wygrywa: «Ach, miłość bywa różna, i domowa i podróżna!» Biada! biada! «Ach, miłość bywa różna!...»
Jak ten facet płonął, mówiąc, a? co za model do zezwierzęconej istoty ludzkiej!
Jakkolwiek cichutko słowa te wymówione były, Chochlik je usłyszał i już siedział na gęstych, czarnych, jak krucze pióra, brwiach artysty. Ale nawet ten psotnik, dla którego nic na ziemi świętem nie było, z kochankiem Muz obszedł się delikatniej i pieszczotliwiej, niż z innymi. Delikatnie, pieszczotliwie skrzydełka na powieki mu opuścił, od czego powstała mgła tęczowa, a wśród niej, niby w greckim wdzięcznym tańcu, rozwijała się i zwijała girlanda Fornaryn. O! Apolinie, co ich tu było! Ze szwalni, z pralni, ze sklepu, z ustronnej chatki, z przechadzki publicznej, z pól samotnych, z miejsc zdejmowania widoczków z natury. «I ta, i ta ładna». Lecz «Któraż była kochanką Kirkora?» «Wszystkie!» Mistrz w obie dłonie głowę ujął i modlić się zaczął:
— Boże Wszechmogący, ulituj się duszy mojej! Skoro ich było tyle, któż zaręczy... Ale, Panie,