Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Znakomicie!
— Czego pan nie umie! wszystko!
— Jedno nadewszystko.
— A co?
Wiedziała z góry, jaka będzie odpowiedź, jednak z wyrazem figlarności w oczach zapytywała:
— Co pan umie nadewszystko? Co?
Oczy ich przestały widzieć świat, bo utonęły jedne w drugich.
Kazia odeszła i stanęła przy stole, na którym paliła się spora lampa, przed dwiema paniami, siedzącemi na kanapie. Pani Antonina mówiła do pani Anieli:
— Moja droga pani, jabym ją na ręce wzięła i na koniec świata zaniosła, byleby ratunek znaleźć!
Po bladych i aż prawie przezroczystych policzkach matki Klemuni popłynęły dwie łzy, w świetle lampy srebrne.
Od tych łez matki, od trwającego ciągle w rogu pokoju duetu zakochanych głosów, uśmiech zgasł na koralowych wargach Kazi. Miała jednak zwyczaj, że gdy tylko uczuła, iż uśmiech z ust ucieka, tak, że już za nic pochwycić go nie można, a skóra na czole w sposób nieprzezwyciężony skupia się w zmarszczki, szła do roboty, do ja-