Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 414.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   406   —

— Jak myślisz? czy ja dla niéj mam istotnie obowiązki jakie?
Wedle Ożymskiego, nie ulegało to wątpliwości żadnéj. W sercu kobiéty, takiéj szczególniéj kobiéty, obudzić miłość, a potém zawieść ją... było-by to postępkiem szkaradnym. Obowiązek wypływał tu wprost z miłości, nie był więc obowiązkiem, był rozkoszą. Z wyrazu twarzy Jana, zgadnąć było można, że nie podzielał on w zupełności zdania Ludwika we względzie rozkoszy. Gdyby jéj zresztą choć trochę jeszcze doświadczał, zmąconą-by ona była przez zjawiającego się we drzwiach mieszkania Chackiela-lichwiarza.
Przy końcu piątego tygodnia, Ożymski zapytał znowu:
— Cóż? list?
Było to na ulicy, naprzeciw domu Skierskiego, owego domu z sześciu frontowemi oknami i ogródkiem. W zimie, zarówno jak w lecie, dom ten wyglądał schludnie i wdzięcznie, a wzrok, zmęczony monotonnemi ścianami kamienic i brzydkiemi szlakami bruku, spocząć mógł na nim z przyjemnością. Czuć było, że w ścianach jego obszernie być musiało, ciepło i przytulnie. Klony w ogródku świeciły i migotały dyamentami szronu.
— List? z roztargnieniem powtórzył Mirewicz, a tak! otrzymałem! dziś zrana otrzymałem!
— Zlituj się! czemuż mi o tém nie mówisz? cóż ona pisze?