Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 402.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   394   —

— Moja droga, — wstając, z powagą przerwał znowu Mirewicz, — czém jest praca bez odpowiedniego wytchnienia, sam tego doświadczyłem najlepiéj... Ale na Boga! popracuj-że choć raz nad czém porządnie!
O! tego już było zanadto. Kobieta w zgrabném futerku porwała ze stołu świecę i odeszłą do pokoju swego, którego drzwi ze stukiem zamknęły się za nią. W parę minut po stuknięciu drzwi, uszu Jana doleciał wybuch spazmatycznego płaczu i śmiechu. W grubych ciemnościach stojąc, Jan, zadrżał z razu. Struny sympatyi i tkliwości poruszyły się w nim gwałtownie i pociągały go do pokoju tego, za którego drzwiami... Jednak stał i coraz silniéj ściskał w ręku poręcz krzesła. Znowu dziwna choroba ta! Co to było? Ani babka, ani matka, ani siostra, ani żona jego nie miewały spazmów. Nie widywał więc ich dotąd nigdy, a tylko z tego, co o nich czytał i słyszał, wyznawał dla nich pogardę absolutną. Rzucił się w ciemnościach, omackiem znalazł w przedpokoju paltot swój i czapkę, omackiem trafił do kuchni, gdzie powiedział służącéj, aby poszła do pani, która zasłabła i usług jéj potrzebować może, i — wyszedł na miasto. Szedł ku mieszkaniu Ożymskiego, ale spotkał go na chodniku ulicy, po którym chodząc przez dobrą godzinę, żywo ze sobą rozmawiali. Nakoniec w ustronném miejscu jakiémś stanęli. Zarumienieni byli obaj, zdyszani, oczy ich pałały; patrząc na nich, można-by przypuszczać, że szło im o zbawienie rodu