Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 398.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   390   —

kich czasach i jakiemi sposobami hodowałam te dzieci. Gdyby ojciec ich był z nami... A! ale zostałam sama z niemi, sama, bez funduszu żadnego; tu o wszystko tak trudno było, tak trudno! Ile ja nocy przepłakałam nad tém, że nie mogłam kierować go tak, jak chciałam! Dniami całemi szyłam, haftowałam, małe dzieci uczyłam... co się zdarzyło... nocami płakałam... aż oczy sobie wypracowałam i wypłakałam... Jak raz, z czwartéj klasy examin zdawał, kiedy mię to nieszczęście spotkało. Tylko co nie oślepłam... panie mój! Nic już ja dla niego więcéj zrobić nie mogłam. Łaziłam jeszcze po ludziach, o pomoc prosząc, ale wtedy byli wszyscy tacy nieszczęśliwi, skłopotani, i każdy dbał o siebie... Nic już więcéj zrobić nie mogłam? Przez tego przyjaciela o miejsce dla niego w biurze wystarałam się, i... ot! poszedł potém wyżéj, nie tak wysoko, jakby mógł, ale zawsze... jako tako... Nie winna jestem... pan wiész, pan z doświadczenia wiész, jak to było... ilu was takich było...
Mirewicz wiedział. Z doświadczenia własnego wiedział, jak to było, i... ilu ich takich było... Wielu! wielu! Coś, jakby uczucie wstydu, odwracało wzrok jego od twarzy téj kobiety, która, wcześnie i okrutnie osamotniona, z dwojgiem drobnych dzieci na ramionach, dniami na nie pracowała, nocami nad niemi płakała, a w téj chwili, wznosząc chude i przezroczyste ręce swe, giestem prośby czy protestu, powtarzała:
— Nie winna, nie winna jestem.