Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 371.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   363   —

Kiedy ostatnie wyrazy wymawiała, oczy jéj, błękitne niegdyś, teraz spłowiałe, lecz jeszcze błyszczące, z pod drżącéj powieki żałośnie patrzały kędyś daleko... daleko... A wkrótce uśmiechać się zaczęła.
— Po najstarszym, pani moja, to jest, po tym stolarzu, został mi wnuk, Ignaś... Przez caluteńkie gimnazyum go przeprowadziłam, i do uniwersytetu wysłałam, i uczy się sobie teraz na prawnika... śliczne chłopiątko! Jeżeli pani pomieszkasz u nas do lata, to go zobaczysz, bo na wakacye przyjeżdża do mnie zawsze, i ot, za ośm miesięcy już przyjedzie... przyjedzie...
Mówiąc to, uśmiechnęła się z razu, potém tryumfalnie dłońmi po kolanach uderzyła, nakoniec, z cichym, głęboki chichotem, od którego drżała chustka, na piersi jéj skrzyżowana, powtórzyła:
— Przyjedzie! przyjedzie!
Anna przestała wałkować ciasto i, ramieniem o róg pieca oparta, z twarzą w dłoni, gwarzenia staréj słuchała z wielkiém zajęciem. Ze skupioną uwagą patrzała na tę wysoką, cienką kobietę, o przygarbionych plecach, wysokiém czole, białych włosach i ognistych oczach, od któréj piersi oderwało się trzech dorodnych synów, aby na różne sposoby zginąć dla niéj na zawsze, a któréj jednak nie zbrakło siły do wprowadzenia w świat dwóch znowu istot młodych, do rozwijania na grobach nowego kwiatu życia i nadziei.