Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 332.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   324   —

z ognistemi oczami zbladł trochę; lecz, jakby mu myśl jakaś nagle przez głowę przemknęła, całować przestał i usunął się ku oknu, zamyślony, chmurny...
— Czytajmy! — zawołała Paula.
— Nie — odpowiedział Mirewicz — zaraz zacznie się szara godzina... czytać będziemy przy lampie; teraz, zagraj!
Posłuszna, usiadła przed pianinem i grać zaczęła. Grała biegle, czysto, i jeżeli zkądinąd muzyce jéj wiele do doskonałości brakło, pewnéj siły uczucia i namiętności nie można-by jéj odmówić. Po raz-to piérwszy w mieszkaniu Mirewiczów rozległy się pieśni mistrzów, a wywoływała je z instrumentu dłoń dość umiejętna i bardzo wrażliwa. Słuchała ich Anna, siedząca na kanapce w ciemnéj jadalni i trzymająca na kolanach wpółuśpioną Jańcię. Na senne czoło dziecka spadło parę gorących kropel.
— Co to, mamciu? — zaszemrał głosik dziecinny i główka dziecinna oderwała się od piersi matki.
— Ty płaczesz, mamciu?
— Nie, dziecko moje, nie!
— A co to?
I drobnemi rączkami rozcierała na czole wilgotne krople.
— A co to? mamciu, co to?
Anna nizko chyliła ku niéj głowę.
— To, dziecko moje, czasem o szaréj godzinie...