Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 324.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   316   —

— Zdaje się, że jemu to przyjemnie nie było, bo nie odpowiedział nic, tylko potém, wobec niéj, serdecznie i z takiém jakiémś uszanowaniem, pocałował mię w obiedwie ręce... Drogi mój, poczciwy, najlepszy Jaś!
Znały się od dzieciństwa i łączyła ich kiedyś z sobą wspólność sieroctwa i ubóztwa. Anna, o kilka lat starsza, okazywała jednak Józefie, obok przyjaźni, uszanowanie pewne, jakie budziła w niéj zwykle każda umysłowa wyższość. Nic więc dziwnego, że wyraz skupionéj uwagi i wielkiego przejęcia się okrył dobroduszną i łagodną twarz jéj, gdy Józefa, przysunąwszy się do niéj bliziutko i, rękę jéj wziąwszy w swoję, cicho i długo mówiła do niéj. Dawała jéj rady jakieś, zwierzała się przed nią z własnych swych planów. Kiedy już pożegnać się miały, Anna pociągnęła ją do jadalni. Tu, w głębi szafy, stał spory koszyk, napełniony gospodarskiemi przysmakami i sprzęcikami.
— Przygotowałam to dla ciebie... na drogę i na nowe gospodarstwo...
Józefa rzuciła się jéj na szyję i zapłakała.
— Biedna ty, Józiu moja! bez opieki, bez pomocy, jechać tak w obcy świat i jeszcze z siostrą, którą utrzymywać i wychowywać musisz... Jak ty tam sobie radę dasz?
Ładna blada dziewczyna prędko otarła łzy z oczu i twarzy.