Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 304.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   296   —

kawszy drzwi, aby turkot maszyny do szycia jak najmniéj do bawialnego pokoju dochodził, szyć zaczęła. Szyła suknią jakąś, z umiejętnością widoczną, wprawnie i pilnie; chwilami jednak, ręka jéj odpadała od korby, poruszającej koło maszyny, zamyśliła się smutnie jakoś i trwożnie. Coś ją widocznie w serce kłóło... Raz jednak uczyniła giest niedbały.
— At! — szepnęła — zkądże-by już tak, od razu?...
Potém jeszcze pomyślała głośno:
— Wprawdzie ona taka ładna, elegancka, mądra!
Nakoniec, po długiéj chwili zamyślenia, z tryumfującym śmiechem szepnęła:
— Ale zawsze, co żona, to żona i... matka jego dziecka!...
I szyła znowu.
W téj saméj chwili, w bawialni Mirewicz, trzymając w dłoniach swych rękę kuzynki, i patrząc jéj w oczy, mówił z cicha:
— Dziwi mnie nieskończenie, Paulo, jakim sposobem ty, z pięknością swoją, ze swojém wykształceniem, z tą energią i niepodległością charakteru, który tak ślicznie łączy się w tobie z kobiecym wdziękiem, mogłaś dotąd nie wyjść za mąż...
Na-pół ze śmiechem, na-pół ze zdziwieniem, szeroko otworzyła oczy, które, jak dwa szafiry błyszczały z po-za przysłaniających je złotawych wisiorków.