Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 285.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   277   —

Ostatnie wyrazy wymówił ze złośliwym przekąsem. Dosłyszała to Mirewiczowa.
— Mój Jasiu, nie wiem, dlaczego od czasu jakiegoś zacząłeś nie lubić Józi... Wprzódy tak admirowałeś ją...
— At! — rzekł — admirowałem... inteligentniejszą jest i wykształceńszą od innych tutejszych kobiet, a więźniowi, zamkniętemu w ciemnicy, najmniejszy promyk światła wydaje się czémś nadzwyczajném i prześliczném...
Słowa te wywarły na Mirewiczową bardzo przykre wrażenie. Nie odpowiedziała nic, ale, przy biurku męża stojąc, z oczyma w papiery wlepionemi, zamyśliła się smutnie. On milczał także; w tém na dziedzińcu ozwał się turkot dorożki i, u samych drzwi mieszkania, głos kobiecy, dźwięcznie i imponująco brzmiący, u stróża domu zapewne zapytywał:
— Czy tu mieszka pan Jan Mirewicz?
— Jasiu! Jasiu! pewno jakaś nowa klientka, z interesami... ja tu niepotrzebna, ale przez drzwi popatrzę...
Ze słowami temi cofnęła się do ciemnego pokoju, a bosa i rozczochrana Kasia drzwi otwierała. Po krótkiéj chwili, przybyła kobieta ukazała się w pracowni Mirewicza i, o Boże! jakim-że blaskiem zajaśniała na tle skromnych ścian tych, słabo oświetlonych, a oklejonych taniém obiciem w szafirowe kraty. Było to jakby niebieskie widzenie, zesłane na ziemię umyślnie