Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 282.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   274   —

— Wielka, to wielka, ale, da Bóg, nie poumieramy ani jutro, ani po jutrze... pomału, pomału, zbierze się...
— Póki słońce wzejdzie, rosa oczy wyje! — sarknął mężczyzna, a potém, uchylając nieco czapki i pot z czoła ocierając, szydersko dodał: — Jakie-to są wielkie, wygórowane marzenia! Dom własny z pięciu klatkami, dwa drzewa i trochę kwiatów. Żeby tylko w zimie nie marznąć w wilgotnych murach, a w lecie nie schnąć na bruku... Ot! A jednak i to za wiele! i na to czekać trzeba, aby może nie doczekać się nigdy! Psie życie!
Powietrze stawało się coraz gęstszém i duszniéjszém. Najlżejszego znikąd powiewu wiatru, a tylko w zaułku z wysokiemi domami, w który właśnie weszli, smrody kuchenne, wychodzące z suteren, i opadające w dół czarne dymy kominów.
Poprostu oddychanie stało się pracą. Kobieta, ocierając także pot z czoła i twarzy i ciężko dysząc — wesoło jednak mówiła:
— Cóż robić? Jasieczku! trzeba czekać! młodzi jesteśmy. Jańcia mała... o, Boże mój! jakże gorąco! Chwała Bogu, to już blizko do domu...
— A w domu co? — ironicznie zapytał Jaś.
— Jakto: co? A herbata!... — naiwnie zawołała kobieta, lecz, rzuciwszy spójrzenie na twarz męża, do najwyższego już stopnia sposępniałą, dodała: — Zawsze tam jednak chłodniéj trochę.... odpocz-