Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 280.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   272   —

rzewnym, a wpół gapiowatym uśmiechu ukazywała z za warg ponsowych białe, zdrowe zęby. Fizyognomia mężczyzny była wprawdzie tego rodzaju, że wyraz gapiowatego podziwu powstać na niej nie mógł. W zamian, zagasłe przed chwilą, oczy jego błysnęły, a myślące czoło wypogodziło się pod wpływem uczuwanéj przyjemności.
— Mój Boże! — szeptała kobieta — jakie śliczne kwiaty!
— I te klony... takie cieniste! — powtórzył mężczyzna, i wnet dodał: — Helka przystojnieje i ładniejszą jeszcze będzie od panny Józefy.
Stosowało się to widocznie do podlotka w różowéj sukni.
— Jaki tam miły chłód być musi! Patrz, Jasiu, toż-to już tam, pod drzewami, szarzeje prawie, a na ulicy jeszcze taka spieka.
Z blaszanych polewaczek, kołyszących się w rękach służącéj i podlotka, strumienie kroplistéj wody ze szmerem lały się na kwiaty, buchające silną wonią. Mężczyzna, z rozkoszą widoczną, woń tę wciągał w piersi; kobieta, splatając ręce, szepnęła:
— Mój Boże! Żeby to nasza Jańcia mogła po dniach całych bawić się w takim ogródku! Jakby to jéj zdrowo było!
— Chciał-bym przywitać się z tą milutką Helką, ale mnie zaraz nieznośny ten Skiwski przytrzyma... Nudny gaduła, i w dodatku... niekoniecznie uczciwy