Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 252.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   244   —

pelusik swój, jakby on nawet ciężył jéj w téj chwili, a głowa, okryta bogactwem włosów, kąpała się cała w złotéj łunie zachodzącego słońca. Oczy jéj, zatopione w kryształowéj wilgoci, świeciły jak brylanty, drobne usta drżały pośród rozrumienionych lic, a kształty kibici, objęte wązką czarną suknią, uwydatniały się na przezroczystém tle powietrza, szczupłe, lecz gibkie, drobne, lecz drgające całe wezbraną energią młodzieńczych sił.
— Lusiu! — wymówił Julek i urwał znowu.
Nigdy jeszcze w ten sposób nie wymówił jéj imienia, nigdy nie słyszała, aby głos jego był tak przytłumionym i miękkim.
— Lusiu! — powtórzył i, choć stał tuż obok niéj, zbliżył się bardziéj jeszcze.
— Co, Julku? — zapytała z pieszczotą w głosie.
Postawa jego, butna zazwyczaj i zuchwała prawie, stała się nieśmiałą i niezręczną; wahanie się, niemal lękliwość brzmiała mu w głosie, gdy, wziąwszy ją za rękę i głęboko patrząc jéj w oczy, zaczął znowu:
— Lusiu! wiész? ty jesteś nietylko energiczną i rozumną dziewczyną, ale téż — bardzo ładną. Pragnąłbym porwać cię... unieść gdzieś daleko i być z tobą w jakiéjś samotności odludnéj... w jakiéjś ciszy niezmąconéj...
Przerwała mu nagłém wysunięciem ręki z jego dłoni i wykrzykiem: