Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 247.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   239   —

byli goście. Otocki otwierał drzwiczki powozu, wyjmował z niego pakunki i ze zwykłą sobie poważną uprzejmością odpowiadał na liczne pytania przybyłych. Nagle wyprostował się, jak struna, zbladł bardzo, a wyrazy zawisły niedomówione na ustach jego, które otworzyły się jakby dla wydania strasznego krzyku. Wzrokiem, sypiącym stalowe błyskawice, ścigał on młodą parę, idącą przeciwległym chodnikiem; powiódł dłonią po oczach, jakby świadectwu ich wierzyć nie chciał, i uczynił ruch, zdradzający popęd do rzucenia się za odchodzącymi. Nie rzucił się jednak, pod wpływem może nagłéj rozwagi, że gonitwą swą bardziéj jeszcze zwróci na nich uwagę, przed którą właśnie aby módz ich osłonić, z radością dałby duszę swą na wiekuiste męki...
Wrócił więc do oszklonéj izdebki swéj, blady jak ściana, niemy, z bezwładnemi rękoma i ciężko wlokącą się chorą swą nogą. Runął na stołek i twarz ukrył w dłoniach. — Lecz długa bezwładność i bierność nie leżały w charakterze jego. Zerwał się wkrótce i, przebiegłszy sień, znalazł się w pokoju pana Leonida Igorowicza, który, stojąc w téj chwili w oknie, pogwizdywał wesoło i palcem, zdobnym w turkusowy pierścionek, wybijał takt na szybie.
— Panie! — zaczął Otocki zdyszanym głosem, — potrzebuję wydalić się z hotelu na parę godzin... może na resztę dnia!
Pan Leonid Igorowicz zwrócił się ku niemu i, nie